Przed kilkoma miesiącami na forum portalu Franchising.pl pojawiła się wypowiedź franczyzobiorcy zawiedzionego współpracą z siecią salonów fryzjerskich Jean Louis David. Jego autorka, Magda Szumska, opisała w nim swoje złe doświadczenia ze współpracy z polskim operatorem tej międzynarodowej marki. Wkrótce potem zgłosiła się do redakcji miesięcznika „Własny Biznes Franchising”. Postanowiliśmy skonfrontować obie strony konfliktu, zestawiając zarzuty franczyzobiorcy ze stanowiskiem zajętym w tej sprawie przez operatora konceptu.

Magda Szumska była franczyzobiorczyni Jean Louis David:

Wspólnie z mężem rozpoczęliśmy rozmowy z franczyzodawcą w 2009 roku, a już w kolejnym podpisaliśmy umowę i uruchomiliśmy salon w centrum Warszawy, przy ulicy Grzybowskiej. Zarówno my, jak i franczyzodawca byliśmy pełni optymizmu co do lokalizacji i spodziewaliśmy się dobrych wyników. Spółka Provalliance Poland, operator sieci Jean Louis David w Polsce, wyceniła koszt wyposażenia i zatowarowania lokalu na 377 tys. zł (kwota zawierała już trzymiesięczną kaucję za lokal). Mimo że adaptacją placówki zajmowała się firma polecona przez franczyzodawcę, w trakcie prac okazało się, że koszty wzrosły do ponad 500 tys. zł.

Tomasz Bączyk członek zarządu spółki Provalliance Poland, operator sieci Jean Louis David w Polsce:

Wykonawca salonu przedstawił kosztorys i dotrzymał słowa. Zamówienie otwarciowe zostało również zrealizowane zgodnie z planem. Państwo Szumscy mylą zapewne kwoty netto i brutto. 377 tys. netto to przecież 463 tys. brutto. Pani Szumska zapomina, że otrzymała zwrot VAT. Franczyzobiorca nigdy nie zgłaszał uwag co do kwoty inwestycji. Zaczął tak robić dopiero po rozwiązaniu umowy franczyzy.

Magda Szumska

Postanowiliśmy przełknąć niespodziewany nadmiar wydatków. Pocieszaliśmy się słowami franczyzodawcy, który powtarzał, że w takim miejscu nasz salon fryzjerski powinien już po dwóch, trzech miesiącach osiągać obroty rzędu 60 tys. zł miesięcznie. W kolejnych miesiącach obrót miał znacząco rosnąć. Takich przychodów nigdy nie było. W najlepszym miesiącu sięgnęły 45 tys. zł, a ruch był naprawdę spory. Przeciętnie obrót był na poziomie 30 tys. zł, gdzie dzierżawa lokalu wynosiła 20 tys. zł. Mam żal do siebie, że byliśmy tak naiwni, by uwierzyć w przedstawiane nam prognozy.

Tomasz Bączyk

Prognoza na pierwszy rok zakładała 50 tys. zł miesięcznie. Franczyzobiorca nie osiągnął tych wyników, ponieważ zaraz po podpisaniu umowy wyjechał na wakacje, zamiast rekrutować personel. Przez to zaczął funkcjonować w salonie z przypadkową, a nie wyselekcjonowaną ekipą. Zraziło to klientów, którzy tłumnie przyszli dzięki kampanii otwarciowej.

Magda Szumska

Zgodnie z umową franczyzową, dostawcę wyposażenia wnętrza salonu wybierała firma Provalliance. To również ona wystawiała nam faktury za wszelkie meble i urządzenia. Widniejące tam kwoty w naszym przekonaniu jednak znacznie przekraczały rzeczywistą wartość tych artykułów. Krzesła, które w IKEI można było kupić za niewiele ponad 200 zł, sprzedawano nam za ponad 500 zł. Meble do salonu zostały wykonane z najtańszych materiałów, a zapłaciliśmy za nie, bagatela!, 100 tys. zł! Co do źródła pochodzenia artykułów wyposażenia lokalu, to w IKEI nie ma w sprzedaży specjalistycznych mebli fryzjerskich. To niczym niepoparte dywagacje. Franczyzodawca dba o wystrój lokalu, który musi być zgodny z konceptem swej marki i dlatego sprzedaje meble.

Komentarze
Załaduj więcej podobnych artykułów
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Biznes

Dodaj komentarz

Sprawdź też

Jak wpływ pandemii COVID-19 zmienił branżę wypożyczania sprzętu budowlanego?

Pandemia COVID-19 znacząco wpłynęła na wiele sektorów gospodarki, w tym na branżę wypożycz…